Ulubione rzeczy. Luty 2017

15:29

Z utęsknieniem wyczekuję dni, kiedy moje życie wróci do normalnego biegu. Pełna sił i optymizmu wkroczyłam w marzec, a tymczasem przypominam jeszcze luty i wszystko, co mi przypadło w nim do gustu :)

Trening

Tak bardzo uwielbiam zumbę, że mogę o niej nie mówić. Jeśli nie wiecie, jak wspaniały jest to rodzaj wysiłku, zapraszam was do mojego wpisu, w którym opisuję moją miłość do zumby. Tutaj znajdziecie filmik, na którym miałam okazję się znaleźć. Nie byłabym też sobą, jakbym nie wstawiła zdjęcia z sali. Zmęczona, ale przeszczęśliwa :)


Muzyka
Odkrywanie twórczości Eda Sheerana trwało w lutym w najlepsze. Załamana faktem, że nie kupiłam edycji Wembley x, tylko zwykłą deluxe, opłakiwałam Make it rain. Darcie się do tego refrenu stało się elementem każdego dnia, dopóki nie zostało dopełnione "my eyes are RED!" z wersji live You Need Me, I Don't Need You

A połączenie Enrique i powrotu do zumby mogło doprowadzić tylko do jednego. Codzienne Latino party z tą playlistą na spotify całkowicie zawładnęło mną, moim mieszkaniem i moimi relacjami z innymi. Nie mogłam przestać tańczyć, chcieć tańczyć, myśleć o tańcu. Muzyka dodatkowo to pobudzała. Z tych najbardziej ulubionych utworów najczęściej słuchałam Despacito, Propuesta Indecente, La bicicleta i Vente Pa' Ca. Spoza Latino wpadło mi również w ucho That Love oraz przypomniałam sobie, jak bardzo uspokajało mnie Powstanie
Film

Luty to miesiąc Oscarów, czyli miesiąc, dla mnie, wyjątkowy. W lutym każda propozycja spędzenia czasu zaczyna się od propozycji obejrzenia filmu nominowanego. Tym sposobem obejrzałam trzy naprawdę wyjątkowe filmy, a do tego jeden spoza wyścigu po statuetkę, który tak samo mocno polecam. Od tej włoskiej pozycji zacznę - Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie to film, który trzymał mnie w niesamowitym jak na dramat obyczajowy napięciu. Przez to, że obejrzałam go tuż przed pójściem spać, niesamowicie mnie rozbudził. Dość mocna rozrywka, a już na pewno satysfakcjonująca. 

Przechodząc w klimat Oscarów, na wstępie polecam Manchester by the Sea. Naprawdę, nie mam pojęcia, jak określić ten film. Wiem, że jest to dramat z dość mroczną historią bohatera, ale przysięgam: dawno tak się nie śmiałam. Nie przez cały czas, oczywiście. "Manchester..." nie jest z założenia nawet trochę śmieszny. Nie śmiałam się też z dialogów czy przemyśleń postaci. Groteska tego filmu trafiła do mnie całkowicie i pełna wyrzutów sumienia śmiałam się do łez. 

Na koniec zostawiam dwa wyciskacze łez. Być może byłam w szczególnym nastroju na wzruszające historie, ale nie wiem kogo próbuję tu oszukać. Jeśli chodzi o wzruszenie, jestem pierwsza do sięgnięcia po chusteczkę. Przełęcz ocalonych mnie poruszyła, ale to Lion zniszczył mnie doszczętnie. Jeśli nie mieliście szansy obejrzeć, zdecydowanie warto. Nie wiem, czy każdy tak się odwodni, jak ja, ale to już jest zupełnie inna sprawa.

Serial + YouTube

Po części zachęcona Złotymi Globami, po części kierowana własną ciekawością, w czasie ferii pochłonęłam The Crown. Nie wiem, jakim cudem serial obyczajowy o monarchii brytyjskiej tak często trzymał mnie w napięciu, ale tak właśnie było. Całkowicie pochłonęła mnie historia - do tego stopnia, że podczas każdego odcinka kilkukrotnie sprawdzałam, czy dane wydarzenia rzeczywiście miały miejsce. Mocno polecam i nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.

Mniej wytwornie, a bardziej psychologicznie, wciągnął mnie nowy Agent. Mam ogromny sentyment do tego programu, mimo że znowu zrezygnowali z piórek. Moje przywiązanie do tradycji i niechęć wobec nowoczesnych wynalazków silnie przeze mnie przemawia w tym temacie. Zatem oprócz eliminacji, każde zadanie i każdy odcinek oglądam całkowicie wciągnięta.

Książka

Już od dawna kusiła mnie Siła Nawyku. Polecano mi ją z każdej strony, więc końcu zamówiłam ją w bibliotece. Spodobało mi się najbardziej to, w jaki sposób Charles Duhigg podszedł do tematu pracy nad sobą. Nie było tu moralizatorsko-afirmacyjnych mądrości, które często jeszcze bardziej odstraszają ludzi, którzy na samo słowo "samorozwój" uciekają gdzie pieprz rośnie. Znajduje się tu przystępnie przedstawiona naukowa wiedza, która może pomóc każdemu z każdym nawykiem, który chce wyeliminować, albo wprowadzić. Wszystko opowiedziane za pomocą anegdot i historii znanych ludzi (m.in. Michaela Phelpsa), co sprawia, że Siłę Nawyku czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.

Jedzenie

Podczas ferii miałam dużo czasu na kulinarne eksperymenty. Niektóre wyszły świetnie, inne trochę mniej. Na pewno zostawię was z przepisem na czekoladki a'la Kinder, które nie dość, że smakują fantastycznie, to naprawdę przyjemnie się robi. Cały proces ich robienia był dla mnie niesamowicie relaksujący. Przyznajcie, że wyglądają pysznie :)


Fotografem kulinarnym chyba jednak nie zostanę.

W tym czasie przypomniałam sobie, jak bardzo lubiłam koktajle. Ten pomysł na koktajl bananowo-jagodowy najbardziej przypadł mi do gustu. Do każdego wrzucam niemal każdy owoc, jaki mam w domu (koniecznie pomarańczę!), dodaję trochę nasion chia bądź nasion konopi i jestem nasycona na kilka godzin. Trochę bardziej praco- i czasochłonnym daniem jest cytrusowy kuskus, który jednak wart jest większego wysiłku. Chociaż łatwo mi mówić, skoro to nie ja go zrobiłam :D

Na koniec zostawię wam burgera. Ale nie zwykłego, tylko zrobionego z fasoli. Prościej chyba nie można! Tutaj akurat jest dowolność - wystarczy, że wpiszecie "burger z fasoli" i wybierzecie taki przepis, który wam najbardziej będzie odpowiadał. Naprawdę warto spróbować :)




Wydarzenie

Najważniejszym i najbardziej zaskakującym wydarzeniem lutego był zdecydowanie pobyt na planie filmowym. Jeśli jeszcze nie czytaliście mojej relacji, serdecznie zapraszam was tutaj.



A wam co najbardziej przypadło do gustu w lutym? Podzielcie się :) 

Zobacz również

0 komentarze