#cheatmeal

21:30










Jeśli znacie mnie na żywo, wiecie, że od kilku lat jem regularne, zdrowe posiłki. 

Wiecie, że nie rozstaję się z jogurtem naturalnym, kefirem i serkiem wiejskim. Wiecie również, że co drugi dzień ćwiczę i pod trening układam resztę planów. Często odmawiam imprezy, wyjścia czy leniuchowania, bo o konkretnej godzinie wskakuję w strój do ćwiczeń i rozkładam matę. Wiecie o tym nie od dziś.

Nie wiem jednak, czy wiecie, że raz w tygodniu oszukuję.

Wybieram jeden dzień, kiedy z czystym sumieniem jem to, na co mam ochotę. Nie przez cały dzień - jeden, góra dwa posiłki. Czasem wychodzi rozsądnie, czasem po jedzeniu nie mam siły ruszyć palcem. Bez wyrzutów sumienia pozwalam sobie na wszystko.

To, moi drodzy, jest cheat meal.

Zanim wprowadziłam cheat meal w moje życie, potrafiłam jeść niezdrowe rzeczy kilka razy w tygodniu. "Przecież ćwiczę, to się wyrówna", "to tylko monte, przecież to jogurt", "jeden wieczór kinomana nie zaszkodzi, wczoraj był i jest okej, to dzisiaj też może być". Hej! Przez cały dzień jadłam zdrowo i ćwiczyłam, to mogę, prawda?

Nic dziwnego, że nie widziałam, żeby zdrowe odżywianie i trening dawały mi jakiekolwiek efekty. To znaczy dawały, ale progres był tak powolny, że potrafiłam codziennie załamywać się nad tym, że nadal nie osiągnęłam swojego celu. W końcu półtora roku temu odkryłam wpis, w którym autor tłumaczył, co to jest cheat meal. Wiedziałam, że znalazłam swoje rozwiązanie.

Jeśli chcecie więcej informacji na temat tego, czym jest i jak powinien być stosowany cheat meal, poszukajcie wpisów na Facebooku. Jako ogólne wdrożenie się w temat polecam Wam ten. Po przeczytaniu wielu tekstów o dniu oszusta, wybrałam z nich zasady, które dla mnie sprawdzają się najlepiej: 

  1.  Cheat meal raz w tygodniu - najlepiej w weekend, kiedy dopadają mnie największe zachcianki.
  2. Cheat meal w dniu treningu - żeby spalić nadmiar zjedzonych kalorii.
  3. Cheat meal w granicach 700kcal - żeby nie przesadzić.
  4. Cheat meal przed ostatnim posiłkiem - aby nie jeść źle przed snem.
Zasady zasadami - jestem tylko człowiekiem. Czasem cheat meal zmienia mi się w cheat day. Czasem cheat day trwa 3 dni, a w święta 7. Czasem jem równowartość kaloryczną dwóch dni w jednym posiłku. Zdarza się. Miewam gorsze dni, zachcianki są silniejsze niż zwykle lub pobyt u babci kończy się wiadomym skutkiem. Nie załamuję się na dłużej niż chwilę i robię wszystko, żeby następny dzień był lepszy, a tydzień skończony z planowanym wynikiem.

Jakie są moje ulubione oszukańcze posiłki? Jest ich aż tyle, że musiałam je zawęzić do kilku kategorii. Nie oszukujmy się - kocham jeść. (see what I did there?)

CZEKOLADA




Najczęściej pojawiający się grzeszek, od zawsze na zawsze. Dobrą czekoladę potrafi zastąpić ledwie garstka rzeczy. Dajcie mi Nutellę, Magnuma czy Lava Cake - nie pogardzę w żadnej ilości. Jako czekoladoholik, momenty z życia, w których doznałam "przesłodzenia się", mogę policzyć na palcach jednej ręki. Nie wyzywajcie mnie na pojedynek zjedzonej czekolady, bo przegracie.


FAST FOOD



Jak każdy czasem wpadam w sidła naprawdę niezdrowego jedzenia. Wiem, że w tych posiłkach są setki szkodliwych składników, dlatego na typowy fast foodowy cheat meal pozwalam sobie góra dwa razy w miesiącu. Nic nie poradzę, że pizza wegetariańska z szynką jest tak dobra, hot dogi ze Statoil przypominają smak dzieciństwa, a Whopper skradł mi serce.


DOMOWE OBIADY


Dla wielu z Was może być zaskoczeniem, że normalne, domowe obiady traktuję jako cheat. Jeśli zaprosicie mnie na schabowego, pierogi, wszelkiego rodzaju makaron z sosem lub inne pyszności - I'm your girl. Jednak smażone lub mączne obiady nie mieszczą się w moim rozumieniu słowa zdrowe. Wiadomo, wszystko można z umiarem, ale ja nie zatrzymam się na 3 pierogach czy na połowie kotleta. Nie po to babcia przygotowała takie rarytasy.


Oprócz stałych kategorii czasem z Pawłem robimy sobie Wieczór Kinomana - kupujemy słone przekąski (ja preferuję Sunbitesy), do tego coś słodkiego i napój (u mnie Nestea wygrywa). Czasem na specjalne okazje planujemy Dzień Rozpusty, zwłaszcza w urodziny czy w trakcie wyjazdów. Wtedy od rana do wieczora pałaszujemy co chcemy, aż brzuchy odmówią nam posłuszeństwa.

Co by się nie działo, pilnuję, by w dzień oszusta pojawił się trening i następnego dnia wracam do stałego sposobu odżywiania. Szybko okazało się, że wprowadzenie Cheat Meala okazało się dobrą decyzją - efekty pojawiały się szybciej, a moja psychika była zaspokojona. Win-win. Jednak mimo, że do tej pory jadłam zdrowo, tydzień temu dopracowałam swój jadłospis. Zmieniłam wielkość porcji, dodałam o wiele więcej warzyw, owoców i białka roślinnego i wyrzuciłam ostatnie grzeszki. Po dość trudnym pierwszym tygodniu przyzwyczaiłam się do nowego stylu odżywiania i okazało się, że ochota na cheat w ciągu tygodnia jest mniejsza. Mam nadzieję, że lekkie poślizgnięcia będą zdarzały mi się coraz rzadziej :)

A Wy? 
Robicie sobie cheat meal czy wiedziecie cheat life? Jakie są Wasze ulubione niezdrowe posiłki? Gdzie najchętniej lubicie jeść poza domem? Piszcie, chętnie dowiem się, jakie są Wasze jedzeniowe preferencje i sprawdzę, czy mi również zasmakują :)

PS Pisanie tego posta było najsłodszą torturą świata. Nie mogę się doczekać soboty.

Zobacz również

2 komentarze

  1. No tak ja nie stosuje cheat meal bo juz przerabiana to i na mnie to nie działa , jeśli mam wielką ochotę na coś słodkiego jem ale w małych ilościach 2 ciastka i koniec z mojego doświadczenia wiem że jak danego dnia a to zadko się zdaza nie zjem tego ciastka dzień potem zjem całe opakowanie ją nauczyła się przez te 3 miesiące odkąd wzięła się za siebie może nie ją ale moja psychika nie potrzebuje już tego co jadlam kiedyś zamiast słodyczami zjem banana lub garść winogron.moim ulubieńcem jest pizza z kukurydza i kurczakiem i sosem czosnkowym ale pozwala sobie na to raz w miesiącu jeśli mam tylko na to ochote. Buziaczki Gabi :D

    OdpowiedzUsuń