Jak jest na planie filmowym?

20:15

Po ostatnim wpisie nie spodziewałam się, że w następnym będę opisywać wrażenia z planu filmowego. A jednak :) Jeden telefon w niedzielne popołudnie sprawił, że z największą radością chciałam o 6 rano w poniedziałek być w drodze. 

Byłam kompletnie nieprzygotowana na to, co na mnie czeka, ale ekscytacja nie pozwoliła mi się zastanawiać nad bardziej przyziemnymi aspektami bycia jedną z kilkuset statystów. Jak na przykład nad tym, że przymiarki, przebranie, makijaż i włosy zajmą co najwyżej 25 minut, ale czekanie, aby dostać się na którekolwiek z tych stanowisk potrwa co najmniej 5 godzin. Albo że dzień zdjęciowy może trwać nawet godzin trzynaście. Zawsze noszę ze sobą dużą butelkę wody i posiłki, które wiem, że ominę w domu, ale nie zadbałam o odpowiednią rozrywkę. Po kilku godzinach już nawet telefon może się znudzić, a z nowo poznanymi statystami rozmowy przestawały się kleić, gdy każdy był już zniecierpliwiony lub zmęczony do granic możliwości. 

Każda kolejna wychodząca z charakteryzacji statystka sprawiała jednak, że ekscytacja powracała. Mimo, że lata 50. bardziej podobają mi się w wydaniu amerykańskim, niż polskim, to nie mogłam się doczekać swojej przemiany. Każdy z fryzjerów miał jedną fryzurę, którą robił, więc po pewnym czasie wiedziałam, do kogo chciałabym trafić. Pech chciał, że wylądowałam w rękach pana, którego fryzury może i pasowały do stylistyki filmu, ale wiedziałam, że nie będą aż tak pasowały do mnie. Cóż, nie ja tutaj rozdawałam karty, no i przecież chciałam przemiany. Więc ją dostałam. Razem z za dużą sukienką i dziurawymi butami prezentowałam się dość ekscentrycznie, ale przy innych wtapiałam się w tło. A przecież na tym bycie statystą polega.


W końcu udaliśmy się na plan. Naszym zadaniem, jako tłumu ludzi, było klaskanie jako widownia. W życiu tyle razy nie wstałam i nie usiadłam w ciągu jednego dnia. Moje całe ręce bolały od klaskania. Jeśli chcecie, możecie sprawdzić, że po sześciu godzinach klaskania bolą nie tylko dłonie, ale też ramiona, barki i plecy. Dłoni tak naprawdę już nie czuć. Melodia i słowa utworu, który oklaskiwaliśmy, brzęczały mi w uszach przez cały dzień, a nie była to najmilsza z pieśni. 

Obserwowanie aktorów podczas pracy nie było aż tak atrakcyjne i ekscytujące, jak myślałam. Tak jak oni się pewnie denerwowali, kiedy to nam nie wyszło ujęcie, tak samo ja się denerwowałam, kiedy słyszałam dubelek po tym, jak układ rąk Tomasza Kota nie był taki, jaki być powinien. Przez kilka godzin myślałam, że esencją mojego życia stanie się już na zawsze wstawanie i aplauzowanie. 

Przerwa na szczęście poprawiła mi nastrój. Okazało się, że siedząc w sali koncertowej omijam pierwszy ciepły i słoneczny dzień w roku. Wyjście na powietrze dało mi energię, którą utraciłam uderzając jedną dłonią o drugą. Jednak z powrotem ją utraciłam, kiedy przerwa przedłużyła się z godziny do dwóch. Z braku zajęcia (bo telefon już dawno odłożyłam) przyglądałam się ludziom. Niektórzy desperacko wołali "Panie Borysie!" lub łapali Kota za rękę, byle tylko dostać zdjęcie. Inni opowiadali tym, którzy tylko zechcieli słuchać, jak statystowanie wyglądało w innych produkcjach, w których już wystąpili. Jeszcze inni żartowali, jak to za każdą godzinę, każde dodatkowe klaśnięcie, czy każdy dubelek powinniśmy dostać kilka procent więcej. Mój zapał już dawno wyparował, a czekało nas jeszcze kilka godzin nagrań.

Kiedy jeszcze miałam siłę, zanim musiałam 
przez kolejną godzinę szwędać się bez celu.

Byłam w każdej grupie statystów, która zostawała na nagrania. To znaczy, że jeśli z dwustu osób potrzebowali pięćdziesięciu, a reszta mogła iść na obiad lub do domu, to byłam w tej grupie, która zostawała. Najpierw się cieszyłam, ale potem docierało do mnie, że to przecież kolejne godziny klaskania. Z drugiej strony tłumaczyłam sobie, że może zobaczę chociaż swoje plecy na srebrnym ekranie. 

Po trzynastu godzinach pracy byłam wykończona. To naprawdę była praca. Z punktu widzenia statystki z moim charakterem kompletnie nieopłacalna. Brakowało mi przerw, picia wody kiedy tylko chciałam, rozprostowania obolałego ciała. Jeśli bycie prawdziwym aktorem oznacza te wszystkie przywileje, w ciemno spróbowałabym swoich sił jako gwiazda, nawet na jeden dzień. Jednak za bycie statystką już podziękuję. No dobra, ewentualnie jeśli wezmę ze sobą kilka różnych form rozrywki, być może bym to rozważyła. A już na pewno pomógłby kontakt z inną znajomą twarzą. Przemku, gdybyś tylko wziął garnitur, wszystko mogłoby wyglądać inaczej!

Więcej zdjęć nie mam, bo, jako jedna z nielicznych, przestrzegałam umowy, którą podpisałam, i nie wnosiłam telefonu na plan zdjęciowy. Z zażenowaniem patrzyłam na osoby, głównie starsze, które ukradkiem próbowały zrobić zdjęcie lub - o zgrozo - nagrać fragment ujęcia. Jedyne zdjęcie, które jeszcze mogłabym pokazać, to jak wyglądałam po powrocie do domu. Nie zrobię wam jednak tego. Musicie sami wyobrazić sobie obraz nędzy i rozpaczy, z włosami sklejonymi od lakieru i odstającymi na wszystkie strony, bez siły, żeby chociaż nalać sobie wody, rozdrażniony i zmęczony do granic możliwości.

Jeśli zobaczę siebie na ekranie, dam wam znać. Nawet jeśli będą to tylko moje plecy czy kawałek ręki. Jednak zauważyłam, że przez cały ten wpis wypowiadam się o wszystkim bardzo negatywnie. Wierzcie mi, nie było to negatywne doświadczenie. Wręcz przeciwnie! Sprawdziłam się w nowej sytuacji, spróbowałam czegoś, co być może było jedynym takim wydarzeniem w moim życiu, poznałam kulisy powstawania filmów. Być może, gdybym była lepiej przygotowana, moje ogólne wrażenie byłoby lepsze. Teraz, kiedy już minęło trochę czasu, wiem, że oceniam to pozytywnie. Nawet, jeśli musiałam zaprać moją kurtkę, bo ktoś wylał na nią zupę (w kilku miejscach). Nawet jeśli w moich ustach przez kilka godzin panowała susza. Nawet jeśli następnego dnia miałam obolały cały tułów, a jak siadałam to automatycznie chciałam sobie otworzyć krzesełko. Na całe życie zapamiętam ten jeden z najdłuższych, ale też najbardziej oderwanych od rzeczywistości dni.

Zobacz również

4 komentarze

  1. Na podstawie doświadczeń bycia statystą możanby nakręcić fajny film oczekiwania vs rzeczywistość. :) Co najbardziej zaskakuje to chyba jednak ten ogrom pracy włożonej, czasami w nagranie tylko jednej sceny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne doświadczenie, chociaż męczące. Mimo wszystko chciałabym spróbować. Byłam kiedyś na castingu do agencji zrzeszające statystów i osoby, które chcą grać małe role. Też nie było jakoś super, ale polecam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżbyś statystowała w "Zimnej wojnie" Pawlikowskiego? :)

    OdpowiedzUsuń