Ulubione rzeczy. Lipiec 2016

12:00

Do tej pory na blogu starałam się robić podsumowania danej pory roku. Pisałam, co w zimie sprawiało mi przyjemność, co odkryłam na wiosnę, jak wyglądało moje lato. Taki układ pasował mi najbardziej dlatego, że nie chciałam narzucać sobie stałych terminów na dodanie wpisu. Jak napisałam w pierwszym wpisie, ostatnie czego chcę to trzymać nad sobą bat i zmuszać się do czegokolwiek, co ostatecznie mogłoby doprowadzić do ogromnej niechęci do pisania samego w sobie. 

Od jakiegoś czasu jednak coraz częściej pojawia się myśl, że chciałabym wprowadzić cykl, w którym będę mówić o tym, co sprawiło mi przyjemność w danym miesiącu. Lubię oglądać i czytać podsumowania okresów w życiach innych ludzi. Oglądając ulubieńców youtuberek czy czytając podsumowania kilku miesięcy życia blogerów, zawsze odnajduję coś wartego spróbowania lub przypominam sobie o czymś, co sama lubiłam. Wiem, że są wakacje, które sprzyjają nowym doświadczeniom, ale nawet bez całego tego wolnego czasu udaje mi się odkryć nowe miejsca, nową muzykę czy nowe smaki. Patrząc na to, ile rzeczy odkrywam i ile udaje mi się zrobić w ciągu jednego miesiąca, chciałabym móc się tym z Wami podzielić bezpośrednio po tym, kiedy miało to miejsce, zamiast czekać na kolejne przesilenie czy równonoc. 

Zapraszam Was zatem na pierwszy wpis z cyklu o moich ulubionych rzeczach :)


Film


Miesiąc zaczęłam od wyjścia z rodzinką do kina na Gdzie jest Dory?, która dała mi dokładnie to, czego od niej oczekiwałam. Gdzie jest Nemo? jest moją ulubioną bajką z dzieciństwa, którą oglądałam dziesiątki razy, zatem oczekiwania były dość wysokie. Z każdą minutą filmu coraz bardziej cofałam się w czasie, nostalgia wypełniała moje serce i bawiłam się lepiej, niż niejedno dziecko na sali.

Jeśli szukajcie innej pozycji na miły, ciepły wieczór, sprawdźcie Praktykanta. Fakt, że nadal trudno się ogląda Roberta DeNiro w filmach obyczajowych, ale po przymknięciu na to oka można przy tej produkcji naprawdę przyjemnie spędzić czas.

A kiedy, jak nie w wakacje, jest czas na maraton Harry'ego Pottera? Po przeżyciu kilku nocnych maratonów filmowych stwierdziłam, że nigdy więcej nie chcę się czuć jak zombie, więc nasz maraton rozłożyliśmy na kilka dni. Nie odebrało to jednak przyjemności podczas oglądania każdej kolejnej części. Która z ekranizacji jest Waszą ulubiona? U mnie od zawsze na zawsze na pierwszym miejscu jest Więzień Azkabanu - nigdzie indziej nie znajdzie się takiej atmosfery.


Serial + YouTube


Nowe odcinki Orange is the New Black przypomniały mi, co tak bardzo spodobało mi się w tym serialu. Jeśli nadal nie obejrzeliście produkcji Netflixa, z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić.

Nieczęsto zaczynam nowe seriale, dlatego połączę tę kategorię z filmami na YouTube. Inspirującym wywiadem był dla mnie ten z Robertem Rutkowskim u Łukasza Jakóbiaka. Zachęcona pozytywnymi opiniami obejrzałam tę dość długą rozmowę i nie tylko się nie zawiodłam, ale też znalazłam odpowiedzi na kilka pytań, na które sama nie potrafiłam odpowiedzieć. Z kolei ogromną przyjemność (jak zawsze) sprawiały mi vlogi Zoelli, które na dobrą sprawę razem z vlogami Alfiego stanowią przyjemny serial.


Muzyka


Jestem osobą, która jeśli się wkręci w daną muzykę, to minie trochę czasu, zanim znajdę cokolwiek nowego. Z tego powodu w lipcu nie odkryłam nic, co byłoby warte porzucenia Josefa Salvata i Alessi Cary, o których wspominałam podsumowując wiosnę.

Jednak, jak co roku, moim ulubieńcem muzycznym jest playlista, którą układam na wycieczkę w urodziny Pawła. Co roku zbieram piosenki, które spodobały nam się w ostatnim czasie, które są stałymi pozycjami do słuchania lub które są naszym prywatnym żartem. Układanie tej listy sprawia mi ogromną przyjemność, a słuchanie jej w czasie jazdy jest nieodłącznym elementem każdego urodzinowego wypadu w nieznane.


Książka




W lipcu królowały u mnie poradniki, a właściwie - elementarze. Ten od Katarzyny Tusk w końcu naprowadził mnie na właściwe tory i pokazał, dlaczego do tej pory nie udało mi się właściwie skompletować swoich ubrań. Z kolei ten od Charlotte Cho nauczył mnie, czym jest podstawowa pielęgnacja skóry i wskazał drogę do zdrowej i zadbanej cery. Mimo, że przeczytałam je z prędkością światła, wskazówki w nich zawarte zostaną ze mną na długo, a co najważniejsze - już zostają wprowadzane w życie.



Jedzenie




Lipiec = lody. Bez dwóch zdań. Nie było dnia, w którym fanpage wrocławskich i lubińskich lodziarni nie kusiły mnie swoimi smakami. Odkryciem tego miesiąca były Lizing, Dom Lodów Barton i Pracownia Lodów Naturalnych Gusto - koniecznie odwiedźcie którekolwiek z nich.

Układając swój codzienny jadłospis zwracałam szczególną uwagę na to, aby znalazło się w nim jak najwięcej owoców sezonowych. Tym sposobem w tym roku zjadłam największą ilość malin, truskawek, czereśni i borówek w życiu. Jestem z tego powodu niesamowicie szczęśliwa, zwłaszcza, że dopiero od zeszłego roku udaje mi się nie przegapić sezonu na żadne z tych owoców.

Daniem, które najbardziej wyróżniło się w tym miesiącu, jest makaron z pomidorami, cukinią i mozzarellą. Po połączeniu składników i przyprawieniu bazylią i oregano wychodzi (nie żartuję) makaron o smaku pizzy. Nasze podniebienia nie mogły się nacieszyć tym odkryciem, a mózgi nie mogły ogarnąć, że pizza wygląda jak makaron z serem i warzywami.


Trening


Kontuzja kolana zmusiła mnie do zaprzestania moich normalnych treningów i poszukania alternatywy, która nie obciążałaby moich stawów. Tym sposobem wróciłam do dwóch aktywności - pływania i treningu na rowerze stacjonarnym. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz poszłam na kryty basen i pokonywałam kolejne długości pod wodą, a przecież aż do liceum wypady na basen z rodziną czy koleżankami stanowiły stały element mojego życia. Powrót do pływania sprawił mi ogromną radość - zupełnie nie spodziewałam się, że aż tak za tym tęskniłam, zupełnie jak w tamtym roku radość tańca przypomniała mi zumba.




Z kolei trening na rowerze stacjonarnym był moim pierwszym w życiu krokiem do osiągnięcia wymarzonej sylwetki. Zaczynając w 2009 roku, jedyne do czego się ograniczałam to jazda nieco szybszym tempem podczas oglądania serialu. W lipcu tego roku postanowiłam podnieść poprzeczkę i mój trening składał się z bardzo intensywnych interwałów, po których przechodziłam do regularnych ćwiczeń na macie. Tak jak pływanie, rowerek przypomniał mi radość z płynącą niegdysiejszych treningów i pierwszych efektów pracy nad sobą. Dzisiaj dodatkowo pozwala mi zawieszać poprzeczkę swojej wytrzymałości z każdym treningiem coraz wyżej.


Wydarzenie


W lipcu korzystałam z tego, że część wakacji spędzę we Wrocławiu i postanowiłam odhaczyć kolejne z miejsc na mojej liście do zobaczenia. Wybraliśmy się zatem do Ogrodu Botanicznego, który jest absolutnie piękny i magiczny, ale przede wszystkim ogromny! Zupełnie nie spodziewaliśmy się takiej przestrzeni, dlatego tym razem podziwialiśmy tylko połowę ogrodu. Zdecydowanie musimy tam wrócić, aby zachwycać się dalszymi jego zakątkami.




Chciałam poczuć się jak turystka w mieście, w którym dane jest mi żyć i studiować, a którego niemal zupełnie nie znam. Pewnej pięknej, słonecznej niedzieli wybraliśmy się na przejażdżkę zabytkowym tramwajem Linii Muzealnej. To było coś tak prostego, a równocześnie tak niesamowitego, że uśmiech nie schodził mi z twarzy przez całą jazdę. Dojechaliśmy do Hali Stulecia i poszliśmy do Pawilonu Czterech Kopuł. Na miejscu lekko opadła mi szczęka - po raz kolejny nie spodziewałam się tak ogromnej przestrzeni. Udało mi się zachwycić kilkoma dziełami sztuki, inne wywołały u mnie nieco odmienne emocje. Niemniej jednak miałam okazję się przekonać, czy sztuka współczesna jest dla mnie (nadal nie jestem pewna, ale chyba jednak nie). Zwiedzanie Muzeum Sztuki Współczesnej połączone z jazdą zabytkowym tramwajem stanowiło niecodzienną, niesamowitą letnią przygodę.




Końcem miesiąca wróciliśmy do Wrocławia, w którym szukaliśmy wrażeń na ogromną skalę. Seans wirtualnej rzeczywistości przerósł moje oczekiwania (które, muszę przyznać, były dość małe). Nowy świat wciągnął mnie w całości, zwłaszcza, że robiłam w nim wszystko, co do tej pory było poza moim zasięgiem - pływałam w Rafie Koralowej, obserwowałam Nowy Jork z perspektywy przechodnia i z lotu ptaka, a na koniec doświadczyłam koncertu Muse, na którym Matt był centymetry ode mnie! Nic dziwnego, że po powrocie do prawdziwego życia nasze twarze nie chciały przestać się uśmiechać.




Ostatnim pięknym wydarzeniem lipca było oglądanie nocnej panoramy Wrocławia z tarasu widokowego Sky Towera. Wiedziałam, że widok będzie spektakularny, jednak gdy ukazał się moim oczom dosłownie zaparło mi dech w piersiach. Kilkanaście minut to zdecydowanie za mało, żeby nasycić się nieziemskim klimatem tego miejsca, ale zdecydowanie wystarczająco, aby poczuć, jak po cichu spełniają się najbardziej odległe marzenia.






Czas wolny


W lipcu poświęciłam się kilku osobistym projektom, które mam zamiar wprowadzić w życie jako stałe jego elementy. Pierwszym z nich (przyznam, dość trywialnym) jest nauka makijażu oka cieniami. Nigdy w życiu nie miałam cieni, więc oczywistym jest, że nie umiem się nimi posługiwać. Sprezentowana na urodziny paletka doczekała się pierwszych użyć, dzięki czemu stawiam dalsze kroki w nauce makijażu. Wiem już, że sama nie stworzę u siebie brwi innych niż u małej, dość włochatej małpki, ale wieczorowe smokey eye powoli mi wychodzi.

Pisząc esej na studia o edukacji online, nie spodziewałam się, że zacznę skorzystać z aplikacji, o których robiłam research. Bardzo bolał mnie fakt, że moja dość podstawowa znajomość języka francuskiego zacznie zanikać, jeśli nic z tym nie zrobię. Przypomniałam sobie o DuoLingo i od momentu założenia konta nie przerwałam codziennej nauki. Nie tylko odświeżyłam starszą wiedzę, ale też nauczyłam się masy słówek i konstrukcji, których do tej pory nie było mi dane poznać w szkole czy na studiach. Jeśli chcecie podjąć się nauki nowego języka bez spiny i we własnym tempie, zdecydowanie polecam sprawdzić tę aplikację.

Najbardziej w całym miesiącu skorzystałam z medytacji. Zafascynował mnie ten świat m.in. dzięki Robertowi Rutkowskiemu. Kilka sesji wystarczyło, abym odzyskała wewnętrzny spokój, pogodziła się z różnymi cechami mojej osobowości, lepiej zasypiała i dostrzegała jeszcze więcej życia wokół siebie. Jeśli jesteście zainteresowani medytacją (która niekoniecznie musi wyglądać jak stereotypowe siedzenie w pozycji lotosu i mruczenie ommm pod nosem), zobaczcie ten i ten film.


Mam nadzieję, że Wasz lipiec również obfitował w przyjemne dni i niecodzienne przygody. Co odkryliście na nowo, a co było dla Was zupełnym, pozytywnym zaskoczeniem? Podzielcie się ze mną w komentarzu - możemy nawzajem stanowić dla siebie źródło inspiracji na kolejne miesiące :)

Zobacz również

0 komentarze