Rooftop pool

17:20

Jak  zwykle minie kilka dni, zanim zrozumiem, ze mam już wakacje. Do tej pory ponad trzydziestostopniowe upały mijały mi pod znakiem intensywnych powtórek, esejów długości prac licencjackich oraz wszelkiego rodzaju egzaminów, toteż mój mózg nie do końca umie ogarnąć to, że już może trochę wyluzować. 

Koniec wiosny to dla mnie zamknięcie okresu intensywnego we wszelkiego rodzaju wrażenia. Ostatnie miesiące dały mi do zrozumienia, że zmiany, które wprowadziłam w swoje życie, oznaczają nie tylko wprowadzenie nowych nawyków, ale też pożegnanie się ze starymi. Brzmi prosto i logicznie, ale nie tak łatwo jest odciąć się od tego, kim się było przez dwadzieścia jeden lat. Praca nad sobą trwa cały czas i codziennie dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Zmiany te dotyczyły głównie sfery fizycznej - trening, odżywianie, stan zdrowia. Weszłam na wyżyny i spadłam z nich mocno na dno, jednak nie obiłam się na tyle, żeby nie móc się podnieść. Wiem już, a przynajmniej uczę się, co jest dla mnie dobre. Bywa też tak, że kilkukrotnie powtarzam te same błędy. Nie zniechęcam się jednak, tylko za każdym razem wyciągam wnioski i próbuję dalej. Uczę się słuchać siebie na nowo.



W ostatnim czasie doświadczyłam wielu cudownych rzeczy. Potwierdziłam na samej sobie to, co wiem od zawsze, czyli że talent, pasja i ciężka (ale jakże przyjemna!) praca są doceniane. Jeśli kocha się to, co się robi, i robi się to najlepiej jak się potrafi, to prędzej czy później zacznie się zauważać tego efekty i będzie można robić tego jeszcze więcej i jeszcze lepiej. W ciągu ostatnich miesięcy raz za razem życie pokazywało mi, w różnych postaciach, że to, co robię, ma sens i jest zauważane i cenione przez innych. Moja wizja tego, jak chcę, żeby wyglądało moje życie, jest coraz bardziej realna i spełnia się już teraz. To niesamowite uczucie widzieć, jak urzeczywistniają się pierwsze małe marzenia, które torują drogę do osiągnięcia czegoś naprawdę wielkiego. 



Jednak nic nie jest przypadkowe i wszystko osiągnęłam swoją pracą, pracą i jeszcze raz pracą, do której dołożyłam dwa razy więcej pasji, ciekawości i zaangażowania. Skorzystały na tym dwie sfery mojego życia - studia oraz forma fizyczna. Z czystym sercem i z dumą mogę powiedzieć, że jestem w formie mojego życia w obu tych dziedzinach. Nie jest to równoznaczne z byciem idealnym, bo choć nie dążę do bycia perfekcyjną, to wciąż wiele przede mną zanim osiągnę wyznaczone sobie standardy. Nie zatrzymuję się ani na moment (choć może powinnam zwolnić), bo jestem na najlepszej drodze do zbliżenia się do moich celów. 




No właśnie, czy zwolnić? Doświadczyłam na własnej skórze, jak stres potrafi po cichu i niemal niezauważalnie niszczyć od środka. Będąc pracoholikiem i pasjonatem tego, co się robi, łatwo jest widzieć tylko cele i nie zwracać uwagę na znaki ostrzegawcze. Zwolnienie jest w porządku, i teraz jest na to idealny moment. Do listy rzeczy, których muszę się (po raz kolejny) nauczyć, dopisuję odpoczynek poprzez rzeczy niezwiązane z moimi pasjami. W letnich miesiącach muszę znaleźć sporo czasu na oglądanie filmów i słuchanie muzyki, a także chodzenie na długie spacery - wszystko to bardzo zaniedbałam, a mojemu umysłowi przyda się inny rodzaj funkcjonowania. Zmiana otoczenia też wyjdzie na dobre, co już niedługo będę miała okazję sprawdzić.

Jednak na trochę kultury znalazłam czas i kilka rzeczy urozmaiciło mi systematyczną naukę i niemal codziennie treningi. Bezapelacyjnym numerem jeden wśród seriali ostatnich kilku lat stało się dla mnie 22.11.63. Jeśli czytaliście Dallas 63 Kinga lub, tak jak ja, nie mieliście okazji sięgnąć po książkę, ale kochacie klimat lat 60. w Stanach Zjednoczonych, piękne historie miłosne i wciągające thrillery o niebanalnej tematyce, to zdecydowanie polecam Wam zerknięcie na ten serial. 

Twórczość Robina Williamsa nigdy nie była szczególnie przeze mnie eksplorowana, co postanowiłam nadrobić. I bardzo dobrze - w końcu obejrzana Pani Doubtfire, wyidealizowane Patch Adams i na nowo odkryte Stowarzyszenie Umarłych Poetów skradły moje serce. Nie wiem, kiedy przyjdzie czas na Jumanji, ale mam zamiar nadal odkrywać nowe wcielenia Robina. 

Książki, które królowały w moim życiu, to głównie lektury, ale i wśród nich znalazły się perełki. Pieśń Salomonowa Toni Morrison niesamowicie mnie wciągnęła i poruszyła moją wyobraźnię, do łez ubawiłam się przy Buried Child Sama Sheparda, odkryłam pokłady inspiracji i utożsamiłam się z główną bohaterką Pani Dalloway Virginii Woolf, a Dzieci Północy Salmana Rushiego zaintrygowały mnie do tego stopnia, że dokończę je przez wakacje.

Poszerzyłam również swoje horyzonty muzyczne. Dzięki Karolinie Sobańskiej odkryłam Said the Whale, których Willow z płyty hawaii niesamowicie mnie urzekło. Pokusiłam się również o posłuchanie więcej piosenek Josefa Salvata, którego kiedyś już Wam polecałam. Jak się okazało, jego płyta Night Swim jest w całości równie dobra co Open Season, a tytułowy utwór cudownie zgrał się z moim stanem wewnętrznym. Wpadła mi w ucho również płyta Know-It-All Alessi Cary, a zwłaszcza piosenka Here. Mam też odwagę (w końcu) się przyznać, że Taylor Swift króluje w moim sercu (nadal czuję lekki wstyd), a 22 i Red na tę chwilę nie mają sobie równych.




Kilka wydarzeń tej wiosny szczególnie zapadło mi w pamięć. Jednym z nich są z pewnością moje urodziny, które spędziłam jak prawdziwa księżniczka. Próba wypicia czarnej kawy, która nie wyglądała jak czarna kawa, zniechęciła mnie do czarnej kawy na całe życie. Wydałam niebagatelne sumy na lody i wykonałam dwa treningi, które spośród wszystkich innych były wyjątkowe: sztangi z Mamą, po których przez tydzień nie mogłam chodzić, oraz zumba na dachu Arkad Wrocławskich, po której jeszcze dłużej nie mogłam chodzić. Wisienką na torcie był masaż sprezentowany przez Agę, który okazał się tym, czego najbardziej na świecie potrzebowałam.

Kilka dni temu poczułam już letnią nostalgię, ale na niej skupię się kiedy indziej. Jutro czeka mnie ostatni egzamin, po którym będę mogła świętować rozpoczęcie wolnego. Niedługo też sporządzę Bucket List na to lato i w pełni poczuję, że mogę się odprężyć.

Zobacz również

0 komentarze