A hundred days of Happiness

14:07

Jestem optymistką. 
Nie zawsze nią byłam - nauczyłam się nią być. Intensywna i pełna upadków praca nad sobą zajęła mi kilka lat. Upadki wciąż się zdarzają. Kiedy mam gorszy dzień, bardzo trudno jest mi "wyjść" z sytuacji i popatrzeć na siebie z boku. Niby wiem, co powinnam zrobić - wygasić negatywne emocje - ale trwanie w nich przez pewien czas jest bezpieczne i "dobre". Znacie to uczucie, kiedy jesteście źli i wiecie, że już nie macie o co się złościć, ale zwyczajnie nie chcecie tego przerwać, bo złościć się jest łatwiej?
Pozwalam sobie na przeżywanie złych emocji, bo wiem, że skoro istnieją, to po to, żebym od czasu do czasu ich doświadczyła.  Wolę się wyładować od razu, niż kumulować w sobie gniew i udawać, że znów jestem pogodna i radosna. Dopiero gdy uznam, że już przeżyłam swoją dawkę złości czy smutku na ten moment, wychodzę z tego stanu.

Jednak nieważne, jak bardzo zły jest mój dzień lub jak okropnie się czuję, zawsze widzę dobre strony sytuacji, w której się znajduję. Banał, którym z każdej strony karmią nas trenerzy personalni, reklamy i motywacyjne obrazki, dla mnie działa na co dzień. Patrząc na to, co jest dobre, jestem w stanie lepiej przetrwać złe momenty. Kiedy po pierwszym dniu na uczelni wracam ze łzami w oczach i poczuciem, że już nie ogarniam tego, co się dzieje, staram skupić się na tym, że piję dobrą kawę, głaszczę kota i zaraz się uspokoję. Kiedy wydaje mi się, że w danym dniu nie ma kompletnie nic dobrego, przypominam sobie, że jestem zdrowa. Kolejny banał, w który z wiekiem uwierzyłam. To naprawdę ogromne szczęście, że nic mi nie dolega. Myśląc o tym, wychodzę z sytuacji i patrzę na nią jako obserwator, nie uczestnik. Widzę, że tak naprawdę to, co się dzieje, da się rozwiązać. Każdy problem albo wymaga czasu i cierpliwości, albo nie trzeba się nim przejmować, jeśli nie mamy nad nim kontroli. 

Od 2013 roku prowadzę słoiki szczęścia. W teorii powinno się wrzucać do słoika karteczki, na których zapisuje się dobre wydarzenia w danym roku. Dla mnie to było za mało i założyłam dwa takie słoiki. Do jednego wrzucałam dobre chwile, a w drugim leżały karteczki z celami, które sobie założyłam. Co jakiś czas czytałam je wszystkie, żeby pamiętać, co chcę osiągnąć. W Sylwestra byłam zdziwiona, że nawet nie zdając sobie z tego sprawy zrealizowałam niemal wszystkie plany. W zeszłym roku zapisywanie tylko tych najszczęśliwszych chwil przestało mi wystarczać. Zaczęłam codziennie w kalendarzu opisywać to, co dawało mi szczęście danego dnia. Czasem była to tylko jedna rzecz, jak wykonanie dobrego treningu lub drzemka po powrocie z zajęć. Czasem tych wydarzeń było tyle, że nie wystarczało mi całej kartki. Cel był jednak taki, aby codziennie widzieć dobre chwile, nawet tak oczywiste i małe, jak obejrzenie dobrego filmu. 

Postanowiłam pójść o krok dalej i rok temu na swoim instagramie wzięłam udział w wyzwaniu #100HappyDays. Codziennie miało się wrzucać zdjęcie pokazujące, co dobrego stało się w moim życiu danego dnia. I wrzucałam te zdjęcia - czy to był trening, dobre jedzenie, wyjście ze znajomymi czy mała, nieplanowana chwila. Nie robiłam tego tylko po to, żeby inni widzieli, co mi daje szczęście. Robiłam to po to, żeby z czasem wrócić do tych chwil. 
1. Wcześniejszy prezent urodzinowy ode mnie dla mnie. 2. Urodzinowe śniadanie przygotowane i dostarczone do domu przez Najlepszego Chłopaka na świecie. 
3. Mama z domowym obiadem odwiedziła mnie w pracy w Dzień Matki.
4. Spontaniczna wycieczka w rodzinne strony.
1. W końcu wymarzone studia! 2. Solidny trening na powietrzu.
3. Wyczekana czeska kolacja. 4. Spacer w Kudowie.

W tym roku również rzuciłam sobie wyzwanie. Codziennie wrzucałam zdjęcie czegoś, co sprawiło mi radość. Czasami nie było to łatwe, zwłaszcza, kiedy były dni, w których nic nie walnęło mnie jak grom z jasnego nieba z wiadomością "jesteś teraz szczęśliwa". Szczęścia trzeba szukać, ale nie na siłę. Wystarczy się rozejrzeć.

1. Wyjście z przyjaciółmi. 2. Po jodze i zumbie czas na kino.
3. Naleśniki z nutellą obowiązkowo. 4. Granie w literki.

1. Gwiazdka z nieba znaleziona na rynku. 2. Odwiedziny w liceum.
3. Uwielbiam móc znowu pisać na blogu. 4. Jedyny sposób podsumowania wyzwania - zumba!

Uwielbiam radość, którą dają mi wielkie wydarzenia, lecz jeszcze bardziej doceniam szczęście płynące z małych chwil. Rozmowa z ulubionym nauczycielem daje mi poczucie tego, że dobrze wybrałam w życiu. Długie wylegiwanie się w łóżku z serialem daje pokłady bliskości i ciepła. Zwykłe wyjście ze znajomymi czy karteczka z przekazem naprawdę dają mi szczęście.  I jestem tego świadoma - w danej chwili zatrzymuję się i myślę "jestem szczęśliwa, właśnie tu i właśnie teraz". Nie czekam, aż coś samo mi to powie. 

Skończyłam już wyzwanie, a w kalendarzu nadal codziennie wpisuję coś pod hasłem Happy Day. Instagram to jedynie środek do celu, lecz i za rok podejmę się #100HappyDays.  Polecam Wam dostrzeganie własnego szczęścia. Spróbujcie codziennie przez tydzień zapisywać jedną dobrą rzecz, która was spotkała. Smaczny obiad. Nowa piosenka, której macie wrażenie, że szukaliście całe życie. Spotkanie ze starym znajomym. Przyjemne zajęcia na uczelni. Zapiszcie to w kalendarzu, dzienniku czy nawet w telefonie. Albo zróbcie temu zdjęcie. Spróbujcie przez sto dni dodać coś na insta lub zapisać w specjalnym folderze w komputerze. Może zobaczycie, że wokół was jest więcej dobra, niż Wam się wydaje. I dajcie znać, jeśli coś się w Waszym życiu dzięki temu zmieni. Szczęściem trzeba się dzielić :)

Zobacz również

3 komentarze

  1. Droga Lauro, dziś po całej masie szczęśliwych dni obudziłam się z przywarą melancholii. Wiesz - dużo się dzieje, dużo dobrego, mam dobre życie, ale jednak... czemu nie lepsze ? Myślę, że jesteśmy za łapczywi. Nienawidzę stagnacji. Męczy mnie spokój. Lubię zmiany. I chyba nadal boję się o swoje przyszłe ja. Pamiętam, jak podobne uczucia towarzyszyły mi jeszcze w Poznaniu i całymi dniami leżałam zwinięta w kłębek, żeby doczekać zmian na lepsze. Ale wiem, że nie wolno czekać. Wiem, że czasami trzeba tylko znaleźć dobre rozwiązanie i nie skupiać się za bardzo nad wielkimi celami. Robię małe kroczki. Tiptopami przesuwam się do przodu i wiesz co ? Dzisiaj też uśmiechnęłam się do myśli, że jestem zdrowa, że mogę i mam tyle rzeczy, których nie mają inni ludzie. Kiedyś myślałam, że aby być szczęśliwym człowiekiem, musi się dużo dziać. To nieprawda. Najpiękniejsze prezenty są zapakowane w najmniejsze pudełka. To wielka i dojrzała umiejętność - umieć się z nich cieszyć i codziennie znajdować nowe. Gratuluję !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę pieprzenie, ale musiałam to gdzieś z siebie wylać. Go girl !

      Usuń
    2. Go Girl! Tobie też gratuluję i cieszę się z tego, że już nie leżysz zwinięta w kłębek. Czasami warto tak spędzić dzień (nawet trzeba), ale tylko czasami. Oby coraz rzadziej :)

      Usuń