W czym jesteś najlepszy?

19:30

Jednym z pierwszych pytań, jakie zadaję ludziom na konwersacjach z angielskiego jest pytanie "What are you the best at?". Jest ono jednym ze sposobów wybadania poziomu osoby, z którą mam lekcję. Chcę też dać tej osobie okazję do pochwalenia się sobą (ludzie z reguły najchętniej lubią mówić o sobie) lub też skłonić tego kogoś do lekkiej refleksji. Większość osób albo nie potrafi odpowiedzieć mi na to pytanie, albo mówi rzeczy, które czują, że powinni powiedzieć – że potrafią gotować, że umieją prowadzić samochód lub że uprawiają sport. Ja jednak nie pytam o to, co potrafią czy w czym są dobrzy, tylko w czym są najlepsi. A to ich zbija trochę z tropu.

Nie jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o sobie w kategoriach „jestem najlepszy w …”. Zazwyczaj zatrzymujemy się w granicach „jestem dobry w tym i w tym”, „umiem to i tamto”, „w sumie to i to dobrze mi wychodzi”. Nic dziwnego, że nie chcemy się sobą przechwalać. Kto z nas nie był uczony, że „nieładnie jest się chwalić” lub że „należy być skromnym i powściągliwym, żeby nie wyjść na narcyza”? Ludzie nie lubą chwalipięt. Fakt, wyskakiwanie co chwilę z tekstem, że jest się najlepszym w danej dziedzinie sprawiłoby, że ludzie co najmniej unieśliby brwi i nieco zmieniliby o nas zdanie. Ale nawet jednorazowe powiedzenie, że jest się w czymś naprawdę dobrym może sprawić, że ktoś pomyśli „o rany, ale on/ona jest zadufana w sobie”.

Strach przed opinią narcyza lub egocentryka sprawia, że ludzie często nie dostrzegają swoich talentów i boją się o nich mówić. Mało tego – według mnie społeczeństwo wyznaczyło główne dziedziny, w których „można być dobrym”. Ludzie, którzy nie dostrzegają swojego uzdolnienia w tychże kategoriach stwierdzają, że nie są w niczym dobrzy, a co dopiero najlepsi. A to tak ogromny błąd!

Jasne, że nie każdy potrafi pięknie grać na instrumentach, cudownie śpiewać, smacznie gotować, uprawiać sportu zawodowo czy pisać tomiki wierszy. Nie wszyscy są wybitnymi chirurgami, wrażliwymi malarzami czy geniuszami matematycznymi. Jest wiele dziedzin, które są oczywistym wyborem, kiedy się zastanawiamy, w czym można być dobrym, a nawet najlepszym. Jednak sfer, w których można dostrzec swój talent, a o których wiele osób nie ma pojęcia, że można być w nich uzdolnionym, jest o wiele, wiele więcej.





Nigdy nie uważałam siebie za osobę kreatywną, a bardzo chciałam taką być. Uważałam, że kreatywność to niezwykła cecha, która umożliwia dostrzeganie piękna otaczającego świata, a także jego współtworzenie. Pragnęłam być kreatywna i szukałam tej cechy w sobie na różne sposoby.

Przez całe życie kreatywność kojarzyła mi się ze sztuką. W  żadnej dziedzinie sztuki nie jestem uzdolniona. Co prawda całkiem nieźle śpiewam, ale nie powiedziałabym, że mam talent. Bezskutecznie próbowałam nauczyć się grać na pianinie i gitarze, ale jedyne, co zagram na pianinie (i cymbałkach), to dziecięce rymowanki i dwie kolędy.

Rysować i malować nie potrafię - rysunki na plastykę od którejś klasy robiła za mnie moja niesamowicie uzdolniona przyjaciółka, Weronika. Pewnego dnia w gimnazjum sama zrobiłam jedną pracę, która biorąc pod uwagę moje umiejętności, zaangażowanie i wysiłek w nią włożony zasługiwała na co najmniej 5+. W dzienniku wylądowała 4, a że w gimnazjum na plastyce rzadko widywało się ocenę niższą niż 4 – trzeba było kompletnie olać zadanie lub przynieść totalne bazgroły, żeby dostać mniej – to mnie to tylko utwierdziło w przekonaniu, że rysować faktycznie nie potrafię. Porzuciłam tym samym myśli o rysowaniu projektów ubrań, które tyle koleżanek potrafiło wyczarować, a ja nieumiejętnie próbowałam odwzorowywać.

"Portret wychowawcy" - moja najlepsza wizja artystyczna, 
z której nadal jestem dumna.


Już w podstawówce wiadomym było, że nie zostanę kolejną Coco Chanel.


Fotografia również nie okazała się dla mnie. Na zajęciach z fotografii uczyłam się  sztuki kadrowania i szukania właściwego obiektu, a i tak moje zdjęcia tak jak były, tak pozostały przeciętne i typowe. Poza tym, nigdy nie czułam wewnętrznej potrzeby bycia fotografem z powołania. Moja przyjaciółka brała te zajęcia na poważnie i robiłyśmy sesje oraz wymieniałyśmy się „profesjonalnymi” uwagami. Podczas gdy jej to wychodziło, ja stopniowo odkładałam aparat na półkę.

Idąc dalej w poszukiwaniu kreatywnej nuty próbowałam pisać. Moje notki na fotoblogu czytali tylko znajomi, którzy chcieli wiedzieć, co się dzieje w moim życiu. Nie byli oni zatem obiektywnymi jurorami mojej pracy, a same notki do najwybitniejszych dzieł literackich nie należały. Poezja nigdy nie była moją bliską przyjaciółką, nie lubię też wymyślać opowiadań, zatem cała dziedzina słowa odeszła do lamusa. Ostatkiem sił próbowałam odnaleźć się w rękodziele. Podczas gdy Alicja na zajęciach z rzeźby i ceramiki tworzyła najpiękniejszy kubek na świecie, ja robiłam koślawe miski i miseczki, które w piecu opadały i wyglądały jak smutne twory osoby o wielkich chęciach i miernych zdolnościach (czyli wypisz-wymaluj mnie). Ostatnim przystankiem była ręcznie robiona biżuteria. Korzystając z okazji, że moja uzdolniona w tej dziedzinie Mama zaczęła się interesować tworzeniem bransoletek i kolczyków, sama spróbowałam robić coś w tym kierunku. Zapał jak się pojawił, tak zniknął, bowiem moje „dzieła” wyglądały tak, jakby ktoś znalazł je w sklepie z rzeczami po 5 złotych (nie ujmując biżuterii za 5 złotych – moje wytwory nie sprzedałyby się za taką kwotę).

Poddałam się. Od czasów gimnazjum w sytuacjach, gdzie trzeba było wykazać się kreatywnością, od razu mówiłam, że nie jestem dobrą osobą do danego zadania. „Nie ja, ja nie jestem kreatywna” było moją odpowiedzią, kiedy w pracy grupowej trzeba było rzucać pomysłami. W rozmowach z ludźmi mówiłam, że naprawdę chciałabym być kreatywna, ale nie jestem. Przez wiele lat trwałam w przekonaniu, że dużo osób z mojego otoczenia, niemalże wszyscy, są w mniejszym lub większym stopniu kreatywni, tylko nie ja.

Dopiero na studiach zaczęłam dostrzegać sfery, w których jestem dobra, a które należą do tych, w których trzeba się wykazać kreatywnością. Od zawsze uwielbiałam rysować linie proste, symetryczne figury, coś, do czego potrzebna jest linijka i ekierka. Może to bardziej zahacza o matematykę niż sztukę, ale ja nie poprzestawałam na zwykłych figurach. Kocham tworzyć i odwzorowywać bardziej skomplikowane wzory, w których potrzebna jest dokładność i precyzja. Moim konikiem są flagi – Union Jacka opanowałam w liceum, później doszła flaga Stanów Zjednoczonych, i tak dalej. Całkowicie pochłania mnie odwzorowywanie co do milimetra najmniejszych szczegółów danego wzoru, po czym tworzenie go od nowa. Przeglądając jeden z moich zeszytów z rysunkami z dzieciństwa trafiłam na zbiór rysunków flag państw – już wtedy lubiłam je odtwarzać, w mniej lub bardziej dokładny sposób.

Union Jack jeszcze nie do końca opanowany...

Lubię robić kartki okolicznościowe. Każdy z moich znajomych przynajmniej raz dostał ode mnie własnoręcznie wykonaną kartkę urodzinową. Czasem robiłam też kartki świąteczne. Tak samo jak w rysowaniu flag, w robieniu kartek uspokajała i rozwijała mnie konieczność robienia wszystkiego precyzyjnie. Potrafiłabym wycinać jeden pasek papieru kilkanaście razy, dopóki nie byłby idealnie pasujący do reszty. Zresztą nawet w dzieciństwie najbardziej lubiłam nie przebieranie lalek w kolejne ciuszki, tylko tworzenie papierowych garaży na samochodziki mojego brata. Brałam blok techniczny i linijkę, mierzyłam odległości między miejscami na garaże, następnie rysowałam wzór na kolejnej kartce, wycinałam go i naklejałam na kartkę stanowiącą podłoże. Uwielbiałam robić takie przestrzenne rzeczy - jak w gimnazjum trzeba było zrobić bryłę na ocenę, to robiłam najtrudniejszy i najbardziej satysfakcjonujący graniastosłup o podstawie sześciokąta, podczas gdy reszta klasy robiła sześciany. Moja perfekcjonistyczna natura znalazła ujście w tak mozolnym, czasochłonnym i pracochłonnym zajęciu, które dla większości byłoby zmorą i utrapieniem.


Zaprojektowana, wycięta, czekająca na ostatnie szlify.


Jak się również okazało, dobrze operuję słowem. Lubię pisać i myślę, że wychodzi mi to naprawdę nieźle. Zawsze prowadziłam pamiętnik, pisałam listy i dobrze pisałam wypracowania. Dotarło do mnie, że żeby być kreatywną, nie muszę tworzyć nowych światów, zatracać się w opowiadaniu historii lub też szukać słów, które w poetycki sposób opisałyby mój stan ducha. Tak banalne i proste, a tak długo zajęło, aby do mnie dotarło.

Moja głowa kipi od pomysłów. Co rusz znajduję pomysł na to, co mogę zrobić przez następne kilka miesięcy, co mogę przeczytać, obejrzeć, posłuchać, gdzie mogę pójść i co zobaczyć. Zapisuję pomysły na to, co mogę napisać na blogu. Mam pomysły na zdjęcia, które zrobię dla siebie i które lubię robić, a które niekoniecznie trafią do National Geographic. Ciągle szukam pomysłów na to, aby żyć bardziej.

Mój przykład jest dowodem na to, jak myślenie w ściśle określonych kategoriach może całkowicie zaburzyć obraz samego siebie. Jestem kreatywna, i zawsze byłam. Nie zawsze o tym wiedziałam, ale teraz doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo uzdolniona jestem w tak wielu dziedzinach.

Może nie jestem najlepszym pisarzem, najlepszą artystką i najlepszym fotografem.

Jestem najlepsza w pisaniu takich tekstów, jakie najbardziej lubię czytać. Jestem najlepsza w tworzeniu flagi Wielkiej Brytanii na kartkach urodzinowych. Jestem najlepiej piszącą lewą ręką praworęczną osobą. Robię najlepsze ciasteczka owsiane i niemal mistrzowską lasagne. Wymyślam najlepsze metafory i porównania, i najlepiej opowiadam żarty językowe. Jestem najlepiej zorganizowana, najlepiej faluję dłońmi i najlepiej wymieniam zdobywców Oscara. Staram się być najlepszą dziewczyną, przyjaciółką, córką, siostrą i wnuczką.


Nie boję i nie wstydzę się chwalić sobą, bo jeśli sama się nie docenię, to jak mogę oczekiwać, że zrobią to inni? Jestem swoim pierwszym i największym krytykiem. Jeśli u niego zaplusuję, to zaplusuję u wszystkich, bez względu na to, czy ktokolwiek poza mną to doceni.

W wielu rzeczach jestem najlepsza. W wielu dziedzinach mam talent. 


A Ty?

Pochwal się. Przede mną, przed innymi, a najbardziej przed samym sobą.

W czym jesteś najlepszy?




Zobacz również

4 komentarze

  1. Co do pierwszego akapitu i słów "ludzie z reguły najchętniej lubią mówić o sobie", to myślałem podobnie do dnia pierwszych zajęć z emisji głosu i kultury żywego słowa na studiach - prowadzący zarządził, że mamy usiąść w kółku, tak żebyśmy wszyscy się widzieli i słyszeli, po czym każdy miał powiedzieć kilka zdań o sobie. Prostych zdań w stylu nazywam się tak i tak, pochodzę stąd, interesuję się tym, wybrałem studia dlatego, że... Bezproblemowo (lub z takimi niewielkimi przycięciami) "zadanie" wykonały trzy, góra cztery osoby z ponad dwudziestoosobowej grupy, więc może i lubimy o sobie mówić, ale nie do końca potrafimy to robić.

    A w czym ja jestem najlepszy? W byciu sobą. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich sytuacjach ludzie często się zamykają w sobie, bo czują się wystawieni na ocenę, tym bardziej przed nowopoznanymi ludźmi. Nic dziwnego, że nic nie mówią albo nie umieją sklecić zdania, skoro wszyscy patrzą ;) Sama spotkałam się z tym wiele razy, ale takie chwile to wyjątki. Chodziło mi o sytuacje codzienne, podczas rozmowy w cztery oczy lub w znanym, kameralnym gronie :)
      Spotkałam się z tym konceptem (że ludzie najchętniej lubią mówić o sobie) w pewnej książce, a później sama zauważałam, że to się potwierdza. Wiadomo, że ludzie dzielą się na tych, którzy wolą mówić i tych, którzy wolą słuchać. Wśród tych pierwszych w większości przypadków ludzie lubią mówić o swoich zainteresowaniach, pasjach, przeżyciach, marzeniach, nadziejach, problemach - o wszystkim, co ich spotkało lub co ich dotyczy. To miałam na myśli opisując ten paradoks - ludzie lubią mówić o sobie, a tak trudno jest im wypunktować, w czym są naprawdę dobrzy.

      Good luck in always being the best at beying you :)

      Usuń
  2. Dobrze napisane! Faktycznie, gdy ktoś mnie pyta w czym jestem najlepsza nie potrafię odpowiedzieć. Chyba muszę to przemyśleć ładnie aby wiedzieć na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chciałabym być najlepsza w życiu. I przeżywaniu :-) To chyba dobre chcenie.

    Pozdrawiam
    Żaneta z Epoka dumania.

    OdpowiedzUsuń